Cel tego wyzwania jest szczytny - łodzianin chce w ten sposób nagłośnić zbiórkę na rzecz dwójki podopiecznych fundacji, Julianki i Bartusia. Nie ma limitu czasowego. Jedynym warunkiem jest odbycie całej trasy w milczeniu.
Dla Julianki i Bartusia
Bo Julianka i Bartek nie mówią, lecz porozumiewają się przy pomocy tzw. komunikacji alternatywnej: zdjęć i piktogramów. Na ich dalszy rozwój potrzeba około 40 tys. zł. I dlatego Damian Szymański po drodze też nie będzie porozumiewał się inaczej niż przez przygotowane przez siebie znaki bądź pisząc.Wyprawa rozpoczęła się bez najmniejszych przeszkód. Znajomi z fundacji pojechali z panem Damianem na Hel.
- Przeszliśmy się chwilę w milczeniu brzegiem morza, a potem skręciliśmy na właściwą drogę, żeby rozpocząć wędrówkę - relacjonuje wolontariusz.
Wsparcie przyjaciół i... nieznajomych
Przyjaciele z Trójmiasta, Artur i Piotr, odprowadzili pana Damiana do Jastarni. Potem rozpoczął się już samotny marsz.
- Pierwszy dzień okazał się być trudniejszy niż myślałem - mówi łodzianin. - Dopiero późnym wieczorem, około godz. 23.40, dotarłem do mojego ostatniego punktu, czyli Władysławowa.
Podczas marszu, między Kuźnicą a Chałupami, Damian Szymański spotkał pana Jarka. Podjechał na rowerze, zatrzymał się i... zaproponował nocleg w swoim domu.
- To niesamowite, że pojawiają się takie osoby, tak jakby to było jakoś zaplanowane, akurat wtedy, gdy ich potrzebuję - opowiada pan Damian. - To było cudowne i bardzo dziękuję za ten gest.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.