reklama

Magda to szczęściara. Wokalista Depeche Mode zaśpiewał jej "Sto lat" [KOMENTARZ]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Karolina Filarczyk

Magda to szczęściara. Wokalista Depeche Mode zaśpiewał jej "Sto lat" [KOMENTARZ] - Zdjęcie główne

Depeche Mode zagrał 27 lutego jeden z dwóch koncertów w Łodzi. | foto Karolina Filarczyk

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódź po godzinachTo na pewno były dla niej niezapomniane urodziny. Mowa o 22-letniej Magdzie, dla której Dave Gahan, wokalista Depeche Mode, zaśpiewał "Happy birthday". Dla mnie również to był niezapomniany koncert.
reklama

Ostatni raz na koncercie Depeche Mode byłam 10 lat temu. Wówczas promował album "Delta Machine".  Tym razem brytyjski zespół pojawił się w Łodzi w ramach trasy "Memento Mori".

Depeche Mode w Łodzi w ramach trasy "Memento Mori"

Nie mogłam przegapić tego wydarzenia. I muszę przyznać, że to ogromny plus mieszkania w Łodzi - koncerty gwiazd zagranicznych na wyciągnięcie ręki.

Bramy otwarto o godz. 18. Ja jednak nie jestem z tych, którzy koczują pod stadionami czy halami dużo wcześniej, by zająć jak najlepsze miejsce pod sceną.

Bilet miałam na trybunie. Z domu wyszłam około godz. 18:20. Bałam się oblężenia tramwajów, dzikich tłumów i armagedonu komunikacyjnego. Przyznam, że byłam pozytywnie zaskoczona. Tramwaj nr 8 relacji Zarzew - Teofilów nie był przepełniony, w każdym razie nie na trasie z al. Piłsudskiego do dworca Łódź Kaliska. Załapałam się nawet na miejsce siedzące. Wnioskując z rozmów innych pasażerów, część również zmierzała w tym kierunku co ja.

reklama

Później kilkuminutowy spacer od dworca Kaliskiego do Atlas Areny. W drodze przybywało fanów. Nie brakowało też tych, którzy desperacko szukali biletów. Byli też ci, którzy chcieli zarobić, sprzedając magnesy z datą koncertu.

Pod Atlas Areną napotkałam na prawdziwe "depechowe" miasteczko. Można było kupić gadżety z wizerunkiem zespołu, posilić się w foodtrucku i przy okazji posłuchać amatorów gitary i perkusji. Niektórzy grali covery Depechów, inni własne kawałki.

Wejście do Atlas Areny również przebiegło bez większych kłopotów. Do niektórych bram tworzyły się kolejki, ale szybko je rozładowywano. Mężczyzna z megafonem informował, przy których bramkach nie było zatorów.

reklama

Koncertowe smaczki, czyli samozwańczy wodzirej

Później szatnia i zajęcie miejsca. Siedziałam na trybunie "U", mniej więcej naprzeciwko sceny. Z każdą minutą robiło się tu coraz goręcej. W pewnym momencie w moim sektorze pojawił się nawet samozwańczy wodzirej, który jeszcze przed koncertem postanowił przetestować możliwości publiczności. Była więc fala, którą podchwyciła cała Atlas Arena, były też próby chóru.

- Nie ma lekko na takich koncertach

- stwierdziła fanka Depeche Mode, która zajęła miejsce obok mnie.

Sąsiad za mną wytrwale szukał w tłumie kolegi "Tadzika". Panowie przez telefon próbowali się zlokalizować. Tłumaczyli sobie wytrwale, który "na jakiej godzinie" siedzi. Na koniec mój sąsiad stwierdził, że jego kolega na pewno nie zna się na zegarku, stąd te problemy.

reklama

Ale przejdźmy do koncertu. Punktualnie o 19.45 na scenie pojawił się support, grupa Humanist. Przyznam, że po raz pierwszy spotkałam się z ich muzyką i chyba do niej wrócę, bo jeden z wokalistów ma podobną barwę do Iana Curtisa, nieżyjącego wokalisty Joy Division.

Kapela grała około pół godziny. Początek koncertu Depechów zaplanowano na 20:45 i nie było obsuwy, bo dwie-trzy minuty zwłoki to w zasadzie nic. Przyznam, że na koncert niejednego polskiego wykonawcy przyszło mi czekać nawet pół godziny.

Od samego początku koncert wbijał w fotel, choć ciężko było usiedzieć. Tego na początku pilnowała ochrona, by na trybunach nikt nikomu nie zasłaniał. Później nieco odpuściła.

Zaczęło się od kawałków z "Memento Mori", a później... to była podróż przez dyskografię Depeche Mode. Moje ulubione płyty to "Songs of Faith and Devotion" i "Black Celebration" i się nie rozczarowałam. Usłyszałam kawałki, na które czekałam.

reklama

Szczęściarą bez wątpienia była 22-letnia Magda, która z transparentem znajdowała się pod sceną. Dave Gahan zaśpiewał dla niej "sto lat". Na pewno nie zapomni tego momentu do końca życia.

Muzycy wykonali 20 kawałków i 4 jeszcze na bis. W sumie ponad dwie godziny grania. Czego chcieć więcej?

Czy znajdę minusy tego wydarzenia? Ciężko. Łódź dała radę, a sam koncert? Rewelacja. Choć niektórzy wśród minusów wymieniali duchotę w Atlas Arenie. Rzeczywiście, przy takim tłumie lekko nie było.

 

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu tulodz.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Najlepsze i unikalne treści ze Zgierza i okolicy

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama