Łódzki pierwiastek tkacza i miłość do tworzenia
Pani Anna Kreczmer od dziecka miała smykałkę do prac plastycznych. Próbowała różnych technik, startowała w konkursach i odnosiła sukcesy. Bez problemu robiła także na drutach.
- W gimnazjum trafiłam pod opiekę wspaniałego nauczyciela plastyki, który pomógł mi uporządkować mój rysowniczy warsztat, a rysunek towarzyszy mi od zawsze. Gdy teraz o tym myślę, to w zasadzie makramę znałam już bardzo dawno. Pamiętam z dzieciństwa, że babcia zabierała mnie ze sobą do wyplatania dożynkowego wieńca, tylko wtedy zamiast sznurka używano słomy - opowiada Anna Kreczmer.
Makrama to sztuka wiązania sznurków, bez użycia igieł, drutów lub szydełka. Łodzianka na poważnie zetknęła się z nią trzy lata temu. Kobieta śledzi trendy wnętrzarskie, a makrama często się w nich pojawia. Dlatego postanowiła spróbować własnych sił.
- Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o technice i materiałach. Chciałam mieć makramę tu i teraz. Skusiłam się na zakup sznurka (o zgrozo! To był zwykły sznurek wędliniarski) i wykorzystanie kija znalezionego podczas wakacji nad morzem. To nie był dobry pomysł, praca okazała się męcząca i szybko się zniechęciłam. Ostatecznie skoczyńłam projekt, ale nie byłam zadowolona z niego na tyle, by go jakoś specjalnie wyeksponować we wnętrzu - wspomina Anna Kreczmer.
Do zabawy ze sznurkiem łodzianka wróciła w 2021 roku. To wówczas jej mąż zaczął dużo pracować w delegacji. Małżeństwo widywało się głównie w weekendy. Pani Ania makramą zaczęła wypełniać samotne wieczory. Tym razem jednak dobrze się przygotowała. Zrobiła rozeznanie w materiałach i zakupiła odpowiedni sznurek, obręcze, a także lustro.
- Zabrałam się do pracy. Sprawiało mi to przyjemność i zaczęłam tracić poczucie czasu. Wyplatanie przerywałam w momencie, gdy młodszy syn dreptał do mojego łóżka. Przyszły święta, a pod choinką znalazłam jeszcze więcej sznurka, rafię [rodzaj rośliny - przyp. red], kije i nożyczki. To ostatnie sprawiło, że wzięłam ponownie na warsztat moją pierwszą wyplatankę i ostatecznie trafiła na licytację charytatywną - wyjaśnia łodzianka.
W tej chwili pani Anna korzysta także z bawełnianych sznurków, drewnianych korali, patyków. Chodzi o to, by były to naturalne produkty, przyjazne środowisku. Pani Ania działa ekologicznie. W myśl zasady zero waste gotowe prace wysyła w kartonach, które już miały jedno życie. Ścinki z kolei zbiera i stara się je ponownie wykorzystywać.
W Niepracowni na Bałutach w Łodzi powstają wyjątkowe makramy
W pewnym momencie zrodził się pomysł stworzenia własnej pracowni. Zasługę mają w tym koleżanki pani Ani. Zachęciły ją do tego, by podzieliła się ze światem swoimi pracami i utworzyła stronę na Facebooku, by każdy mógł śledzić jej poczynania. Tak właśnie powstała Niepracownia. Kobieta od zawsze marzyła, by w życiu robić to, co sprawia jej przyjemność. Niepracownia to nie miejsce pracy, a wyjątkowa przestrzeń, w której się tworzy. Łodzianka liczy, że jej pasja przerodzi się w sposób na życie. W tej chwili trudno mówić o konkretnych zarobkach. To raczej dodatkowe złotówki na rozwijanie pasji.
- Od zawsze marzyłam, aby to, co robię w życiu, sprawiało mi przyjemność, było jego sensem. Dlatego wymyśliłam Niepracownię. To miejsce, w którym się nie pracuje - a tworzy. Robię, co potrafię - ręcznie tworzę dodatki do wystroju wnętrz i nie tylko. Wykonuję makramy małe i duże, z koralami lub bez. Wyplatam ramy luster ze sznurka bawełnianego i rafii. Oprócz tego wianki, zakładki do książek, ostatnio poczyniłam również bieżnik. W zanadrzu mam jeszcze trochę planów i pomysłów, jednak doba jest na to za krótka. Wprowadzam je w życie sukcesywnie - dodaje kobieta.
Pani Ania tworzy głównie w nocy. W dzień pochłania ją macierzyństwo. Ma dwóch synów w wieku 4,5 i 2,5 roku. Starszy chodzi do przedszkola. Ale każda mama wie, że dzieci w tym wieku często chorują i częściej są w domu.
- Próbowałam działać w ciągu dnia, ale chłopcy są mali i potrzebują mojej uwagi, w związku z tym proces twórczy rozciąga się w czasie. Gdy zapada noc, wyciągam motki i zaczynam plątaninę. Wymaga to czasu i skupienia - wyjaśnia łodzianka.
Kobieta marzy o własnym krośnie. Póki co zbiera na nie środki.
- Czuję się emocjonalnie związana z Łodzią, od małego wpajano mi historię miasta związaną z włókiennictwem. Pamiętam wycieczki do Białej Fabryki, choć wtedy ekspozycja wydawała mi się nie do końca zrozumiała. Musiałam do tego dojrzeć. Na studiach poznałam miasto jeszcze lepiej i jeszcze głębiej zanurzyłam się w historię fabrykanckich rodów. W ostatnim czasie odnalazłam w sobie jakiś łódzki pierwiastek tkacza i zapragnęłam krosna, by zmierzyć się z makatką. Początkowo sama nie wiedziałam, czego chcę. Przeglądałam oferty z drugiej ręki, ale trafiałam tam raczej na chińskie wytwory, które nijak się miały do idei rękodzieła. Ostatecznie postanowiłam, że poszukam lokalnie. No bo gdzie, jeśli nie w mieście o takich korzeniach znajdę takie cuda?! Bingo! Trafiłam na pracownię tkacką Tartaruga i przepadłam .... Nie dość, że ich krosna są solidne, to jeszcze pięknie wyglądają. W ofercie mają całe zestawy - krosno, przędza, igły, czółenko, grzebień. Czego chcieć więcej?" - dodaje Anna Kreczmer.
Prace pani Ani można na bieżąco śledzić na Facebooku. Jeśli coś Wam wpadnie w oko, wówczas możecie odezwać się do łodzianki za pośrednictwem wiadomości. Śledźcie łamy naszego portalu i fanpage TuŁódź. Wkrótce konkurs, w którym do wygrania będzie jedna z prac łodzianki.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.