Mała pacjentka pochodzi z Tomnic, niedaleko Krotoszyna.
- Na pierwszych badaniach prenatalnych u małej było wszystko ok, ale podczas drugich lekarz wykrył jakąś zmianę w okolicy serduszka. Kiedy się o tym dowiedziałam, poczułam strach, że dziecko może nie przeżyć. Lekarze powiedzieli mi wprost, że takie guzy u dzieci to ogromna rzadkość i nie ma sprawdzonego schematu leczenia
- wspomina Teresa Talarczyk, mama dziewczynki.
Walka zaczęła się w 21. tygodniu ciąży
- Alicja trafiła do nas jako płód w wieku 21. tygodni ciąży, kiedy lekarz w czasie badania USG zauważył nieprawidłowość w okolicy serduszka. Ponieważ poznała znakomite rezultaty pracy naszych neonatologów, kardiologów, kardiochirurgów, nie miała wątpliwości, że właściwym adresem jest właśnie Centrum Zdrowia Matki Polki
- opowiada prof. Maria Respondek-Liberska z Zakładu Kardiologii Prenatalnej.
Problem był niezwykle poważny. Guz, wielkości serca dziecka, gromadził płyn w worku osierdziowym. Groziła tzw. tamponada serca, czyli uciśnięcie mięśnia i nagłe zatrzymanie krążenia.
- Między 21. a 22. tygodniem ciąży Alicja chciała od nas odejść...
- wspomina prof. Liberska.
Lekarze rozważali odbarczenie worka osierdziowego w brzuchu mamy, ale uznali, że ryzyko zatrzymania akcji serca jest zbyt duże. Po pomoc zwrócono się do prof. Kosińskiego z Uniwersytetu Medycznego w Warszawie. Tam wykonano zabieg z sukcesem i mama wróciła do Łodzi.
1 proc. szans na przeżycie
To był 24. tydzień ciąży. Lekarze w Łodzi stanęli przed pytaniem: co dalej?
- Po wielu konsyliach uznano, że w odpowiednim momencie trzeba będzie zakończyć ciążę cesarskim cięciem i natychmiast po porodzie zoperować serduszko dziewczynki. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Alicja właściwie ma 1 procent szansy na przeżycie. Musieliśmy zaplanować, jak ten 1 procent wykorzystać
- mówi prof. Liberska.
Cesarskie cięcie na sali kardiochirurgicznej
Lekarze wiedzieli, że stan Alicji po narodzinach będzie krytyczny. Spodziewali się reanimacji, dlatego zdecydowali, że cesarskie cięcie odbędzie się od razu na sali kardiochirurgicznej.
- Liczyły się sekundy
- podkreślają.
Ciążę kontynuowano do 31. tygodnia, kiedy narastająca niewydolność krążenia i hipotrofia płodu zmusiły lekarzy do podjęcia decyzji o rozwiązaniu ciąży. Zabieg przeprowadził prof. Michał Krekora.
- Wiedzieliśmy, że nie będzie to zwykłe cięcie cesarskie, jak również to, że dojdzie do zatrzymania krążenia. I tak też się stało. Mieliśmy tak naprawdę kilkadziesiąt sekund na uratowanie noworodka
- mówi profesor
Reanimację ważącej zaledwie 1600 gramów dziewczynki zaczęto zanim jeszcze w pełni przyszła na świat. Cięcie musiało być wykonane w taki sposób, żeby neonatolog jeszcze w brzuchu mamy mogła dziecko intubować!
- Prof. Krekora wydobył dziecko na świat. Ja byłam drugą osobą, która dotknęła Alicji. Konieczna była bardzo szybka intubacja w dość nietypowych dla neonatologów warunkach - na sznurze pępowinowym i w bardzo niewygodnej pozycji. Nigdy w życiu tak nie intubowałam pacjenta. Ale wszystko mieliśmy tak opracowane, by jak najszybciej przekazać dziecko kardiochirurgom. Alicja od początku była wielką bojowniczką. Szybko powróciła prawidłowa akcja serca
- wspomina dr Katarzyna Fortecka-Piestrzeniewicz z Kliniki Intensywnej Terapii Wad Wrodzonych Noworodków i Niemowląt.
Operacja w 17. minucie życia
Niemal jednocześnie wykonano cesarskie cięcie i rozpoczęto operację serca. W 11. minucie życia Alicji rozpoczęto zabieg kardiochirurgiczny. W 17. minucie guz został usunięty. Od otwarcia klatki piersiowej do zakończenia operacji minęło 45 minut.
- Alicja urodziła się z dużym guzem śródpiersia, uciskającym mięsień sercowy i utrudniającym pracę serca. Ten guz rósł razem z dzieckiem. Dziś dziewczynka jest w domu. Ale gdyby nie współpraca wielu zespołów lekarzy, dziś by nie żyła
- podkreśla ze wzruszeniem Iwona Maroszyńska, dyrektor ICZMP.
Po przeprowadzonej z sukcesem operacji, Alicja przebywała w szpitalu blisko 2 miesiące. W tym czasie przeszła jeszcze dwa inne zabiegi chirurgiczne.
Trzeci zabieg na świecie
Takiego zabiegu nie wykonał jeszcze nikt w Europie, a na świecie podobne przeprowadzzono tylko na Florydzie i w Los Angeles.
- To było dla nas wielkie wyzwanie. Wymagało zaangażowania dużego zespołu. Mnie się zdarzyło uczestniczyć już w takim procederze, gdy pracowałem w szpitalu dziecięcym w Filadelfii, kiedy przygotowywaliśmy się do rozdzielenia bliźniaków syjamskich. Tam też były liczne spotkania, złożona, ścisła strategia, wielogodzinne ustalenia planu. I taki plan właśnie tutaj ustaliliśmy, niemal co do sekundy
- skwitował kierownik Kliniki Kardiochirurgii, prof. Edward Malec.
Komentarze (0)