Groźny twór w środku serca
- Noworodek miał olbrzymiego guza, wypełniającego cały prawy przedsionek. To są niesamowicie rzadkie schorzenia u dzieci, a jeszcze rzadziej wymagają interwencji w wieku noworodkowym. U tego dziecka guz był zlokalizowany w okolicy układu przewodzącego serca, czyli takiego naturalnego rozrusznika serca i powodował bardzo uciążliwe zaburzenia rytmu
- wyjaśnia prof. Katarzyna Gilis-Januszewska, szefowa Kliniki Kardiochirurgii ICZMP w Łodzi.
- Serce Marianny, bo tak ma na imię dziecko, jest mniej więcej wielkości moreli. W środku tego małego serduszka znajdował się guz wielkości wiśni. W obrębie prawego przedsionka znajduje się szereg przewodów, dzięki którym nasze serce pracuje niczym zasilane na prąd. I jeżeli taki guz jest zlokalizowany w tej naszej małej elektrowni, to serce bije nieprawidłowo. Może to wprowadzić do ciężkich zaburzeń rytmu, a nawet zgonu
- tłumaczy dalej dr Katarzyna Fortecka-Piestrzeniewicz z Kliniki Intensywnej Terapii Wad Wrodzonych Noworodków i Niemowląt.
Matka dowiedziała się w ostatniej chwili
Marianna miała przyjść na świat w szpitalu w Gorzowie Wielkopolskim. Jej mama badała się regularnie. Nic nie wskazywało na to, że dziecko może być chore. Wszystkie rutynowe badania były w normie.Dopiero pod koniec ciąży lekarze dostrzegli niepokojącą zmianę. Jak to możliwe, że USG niczego nie wykazało?
- Te guzy rosną najczęściej dopiero w trzecim trymestrze. Nie są widoczne na początku ciąży. USG połówkowe może go nie wykryć. Nie było żadnego błędu w diagnostyce. Taki guz może narastać w ogromnym tempie. Proszę sobie wyobrazić, że może się pojawić nawet w ciągu kilku dni! To jest taki chichot losu, pech. Na szczęście w przypadku Marianny wszystko zakończyło się powodzeniem
- dodaje dr Katarzyna Fortecka-Piestrzeniewicz.
Operacja tuż po narodzinach
Tuż po wykryciu guza, ciężarna mama została przewieziona helikopterem LPR do Szpitala Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. Jak informował prof. Mariusz Grzesiak z Kliniki Perinatologii, Położnictwa i Ginekologii ICZMP, pacjentka tuż po lądowaniu urodziła córeczkę.Zespół lekarzy przeprowadził rozszerzoną diagnostykę. Maleńkie ciałko zostało przeskanowane od stóp do głów. Trzeba było wykluczyć choroby towarzyszące, jak np. stwardnienie guzowate. Przez chwilę wydawało się, że operacja może poczekać.
Ale w trzecim tygodniu życia zaczęły się poważne zaburzenia rytmu serca. To one zadecydowały: Marianna musi być operowana natychmiast.
- To była trudna operacja. Trwała trzy godziny. Guz znajdował się w okolicy układu przewodzącego, trzeba było działać bardzo precyzyjnie, by nie uszkodzić naturalnego „rozrusznika”. Na szczęście wszystko się udało
- mówi prof. Gilis-Januszewska.
Marianna wróciła do domu
Dziś dziewczynka czuje się dobrze. Przeszła mnóstwo badań diagnostycznych, rezonans głowy, rezonans jamy brzusznej. Były konsultowane przez szereg specjalistów. Wyniki histopatologiczne i genetyczne jeszcze spływają. Lekarze chcą potwierdzić, że guz nie był objawem choroby genetycznej.Ale najważniejsze jest jedno: Marianna żyje, rozwija się prawidłowo, a jej serce pracuje jak u zdrowego dziecka.
Komentarze (0)