Ostatnie zatrzymanie z powodu braku energii elektrycznej miało miejsce w poniedziałek (17 kwietnia), w godzinach porannego szczytu. Prądu zabrakło akurat wtedy, kiedy głównymi ulicami miasta do pracy i szkoły podróżowało mnóstwo ludzi. Tramwaje stanęły niemal jednocześnie na al. Kościuszki, Zachodniej, Mickiewicza i Piłsudskiego.
- To już jest przesada! - oburza się pan Tomasz, który, żeby dostać się do pracy, musi codziennie przebijać się przez centrum Łodzi. - Od kilku tygodni, przynajmniej raz na tydzień, przeżywam takie "atrakcje". Albo zanik napięcia w sieci, albo awaria elektryczna wagonu. Co się dzieje z tymi tramwajami?
Awarii się nie zaplanuje
Zdenerwowanemu pasażerowi wtóruje mieszkanka Retkini.
- Nie każdy ma czas, żeby czekać w tramwaju na wznowienie ruchu - mówi. - Większość podróżnych w takiej sytuacji decyduje się wysiąść z wagonu i szukać innego środka transportu. Pół biedy, kiedy skład zatrzyma się w miejscu, w którym jest chodnik i można bezpiecznie się poruszać. Nie zawsze jednak tak się udaje. Jakiś czas temu tramwaj, którym jechałam do centrum z Retkini, stanął akurat na wzniesieniu za skrzyżowaniem z al. Politechniki. Nie ma tam kompletnie miejsca dla pieszych. Ludzie, którzy wysiedli, próbowali gęsiego iść wąskim paskiem betonu między torowiskiem a wiaduktem. Oczywiście trudno zaplanować, w którym miejscu pojazd ma się zepsuć, ale jeśli zdarza się to raz na jakiś czas, można przeżyć. Jeśli natomiast częstotliwość, jak ostatnio w Łodzi, jest coraz większa, zniecierpliwienie pasażerów rośnie.
Czym są spowodowane tak częste spadki napięcia w sieci trakcyjnej? Zapytaliśmy o to rzecznika Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, jednak przez dwa dni nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.