Jechałam z Zachodniej, z siedziby redakcji TuLodz.pl. Była godz. 17:35. Wsiadłam w "siódemkę" na przystanku przy Próchnika.
Pierwszych festiwalowiczów spotkałam w Stajni Jednorożców
W Stajni Jednorożców przesiadłam się na "dwunastkę". Razem ze mną jechali inni festiwalowicze. Na razie podróż przebiegała bez większych komplikacji.
O 17:58 dojechałam na Bandurskiego, by przesiąść się w festiwalową linię nr 602.
Na przystanku tłumy. Było tak ciasno, że pasażerowie wysiadający ze mną z tramwaju mieli problem. Trzeba było się przeciskać.
45 minut oczekiwania na to, by wsiąść do linii specjalnej
Na Bandurskiego już mocno było czuć festiwalowy klimat. Pasażerów przywitała bowiem muzyka serwowana przez dj-a.
Tłoczno, duszno, gorąco.
- Chodźmy na pieszo, za pół godziny zacznie się koncert Kultu, nie zdążymy
- usłyszałam za plecami męski głos.
- Zdążymy, przecież autobus będzie jechał 10 minut
- odpowiedziała kobieta.
Problem w tym, że staliśmy w tłumie, kolejne autobusy przyjeżdżały, ale się do nich nie dostaliśmy.
Dj - jak to się mówi - robił robotę. Ludzie śpiewali. Żywiołowo zareagowali na piosenkę Bambi z Young Leosią BFF. Wielu śpiewało "Tu nie mam nic, dlatego dalej biegnę. Chodź ze mną, cho-cho-chodź ze mną".
Później tłum śpiewał "Waka Waka" Shakiry. Przyznam, że "Highway to Hell" AC/DC zabrzmiało dość symbolicznie.
Piosenki mijały, specjalne linie autobusowe też: 1, 2, 3, 4... Przy 13 autobusie wydawało mi się, że wreszcie się załapię, ale niestety... Czekałam więc cierpliwie.
Kierowcy podjeżdżali raz na początek, raz na koniec tłumu, więc to nie było oczywiste, że uda się wsiąść do kolejnego pojazdu.
Po 45 minutach oczekiwania udało się wsiąść. Samo wsiadanie było mało komfortowe. Ludzie przepychali się, rozpychali łokciami.
- Uff, klima, jaka ulga
- usłyszałam od dziewczyny z prawej strony, gdy wsiedliśmy.
Klimatyzacja dawała ulgę, ale po kilkunastu minutach jazdy czułam się sardynka w puszcze, a efekt klimy się rozpłynął.
Pasażerowie coraz bardziej się niecierpliwili i chcieli wreszcie wysiąść.
Powrót był sprawniejszy
Dojechaliśmy około godz. 19. Kult grał na scenie i pomyślałam sobie o parze, która zapewne była niepocieszona z faktu, że nie udało im się dojechać na czas.Mimo długiego czasu podróży (od wyjścia z redakcji do dotarcia pod festiwalową bramę minęło prawie półtorej godziny) i mimo ciasnoty, służby organizacyjne zasługują na pochwałę
Na Bandurskiego o porządek dbał dyżurny ruchu, na miejscu po tym jak wysiadło się z autobusu pasażerowie byli serdecznie witani, a pracownicy wskazywali kierunek do bramy głównej.
Powrót zajął mi dużo mniej czasu. Wracałam około godz. 21. Wsiadłam w pierwszy autobus, który podjechał. Nie było jeszcze takiego ścisku.
Problem miał za to kierowca autobusu, gdy jeden z festiwalowiczów, którzy za bardzo postawił na procenty, szedł drogą, którą nie powinien. Szedł wężykiem. Ciężko go było wyminąć. Podróż powrotna na Bandurskiego zajęła około 20 minut. Byłoby szybciej, gdyby nie nieco zakorkowana Retkinia.
Gdy wysiadłam z autobusu, w oczy rzucił mi się tłum oczekujących na linię 602 w kierunku festiwalu. Zatem każdy swoje musiał odczekać.
Komentarze (0)