Ofiara została uderzona w klatkę piersiową
Śledczy ustalili, że na wspomnianym skwerze przebywali Polacy i Ukraińcy. Niektórzy pili piwo i przyjmowali narkotyki. W pewnej chwili między Polakiem Szymonem Ś. a Ukraińcem Dmytrem H. nawiązała się wymiana zdań (prawdopodobnie chodziło o pieniądze), która następnie zamieniła się w bójkę.Do akcji włączył się Bogdan S., który postanowił pomóc rodakowi. Z ustaleń śledczych wynika, że wyjął nóż, którym ugodził Ukraińca w klatkę piersiową. Kiedy ofiara się przewróciła, 67-latek miał jeszcze podciąć jej gardło. Ukrainiec już się nie podniósł, a Bogdan S. zniknął.
67-latek niczego nie pamięta
We wtorek (28 stycznia) w Sądzie Okręgowym w Łodzi rozpoczął się proces 67-latka. Po odczytaniu aktu oskarżenia przez prokurator Danutę Nowak oskarżony oznajmił, że nie przyznaje się do winy i nie będzie składał wyjaśnień. Chce jedynie odpowiadać na pytania swojego obrońcy, mecenasa Piotra Bederskiego.Sędzia Izabela Kowalska odczytała zeznania Bogdana S. z postępowania przygotowawczego. Powiedział wtedy jedynie, że niczego z feralnej nocy nie pamięta, więc nie może do niczego się przyznać oraz że jest zdruzgotany psychicznie.
Policjant: mężczyzna nie reagował na polecenia
Jako pierwszy zeznawał funkcjonariusz policji, który uczestniczył w zatrzymaniu oskarżonego. Stało się to w kilka godzin po tragicznym zdarzeniu na pl. Niepodległości. Pomocne okazały się zeznania taksówkarza, który po wszystkim odwiózł Bogdana S. do domu.
- Ustaliliśmy, gdzie podejrzewany może przebywać. Miałem jego zdjęcie z nagrania monitoringu. Gdy dotarliśmy w okolice ustalonego adresu, pokazaliśmy zdjęcie kobiecie, która - jak się później okazało - wynajmowała mu mieszkanie. Potwierdziła, że 67-latek jest w domu
- zeznawał policjant.
Mężczyzna był zaskoczony wizytą policjantów, nie reagował na ich polecenia i stawiał opór przy zakładaniu kajdanek. Na łóżku funkcjonariusze odkryli nóż pokryty brązowymi plamami, a w koszu pod zlewem ubrania 67-latka.
Zeznawał taksówkarz i wieloletnia znajoma
Zeznawał również kierowca taksówki, którą w nocy z 7 na 8 czerwca 2024 roku oskarżony wrócił do domu.
- Nie przyglądałem się dokładnie mężczyźnie, który podszedł do mojego samochodu z pytaniem, ile będzie kosztował kurs. Gdy uzgodniliśmy cenę, wsiadł na tylne siedzenie i pojechaliśmy. W trakcie jazdy nie rozmawialiśmy, pasażer sam z siebie powiedział coś w stylu, że "za dużo sobie pozwolił". Nie wiem, czy chodziło o alkohol, czy o coś innego, nie dopytywałem. Zachowywał się normalnie
- mówił Robert Z.
W sądzie stawiła się także Katarzyna P., wieloletnia znajoma oskarżonego, od której wynajmował on mieszkanie.
- Nie sprawiał żadnych kłopotów, był grzeczny, spokojny, nie zauważyłam, żeby nadużywał alkoholu. Często jeździł na Górniak.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.