Interwencja radnego skończyła się sprawą w sądzie
Cała sprawa zaczęła się w lipcu 2019 roku, kiedy radnemu Przemysławowi Jagielskiemu mieszkanka Zgierza zgłosiła, że pewnego ranka na przystanku ulicy Parzęczewskiej została przytrzaśnięta przez automatyczne drzwi autobusu linii numer 6, obsługiwanego przez Miejskie Usługi Komunikacyjne. Powiedziała, że zgłosiła ten fakt kierowcy, ale ten stwierdził, że drzwi zamykają się automatycznie i on nie ma z tym nic wspólnego. Radny Jagielski przystąpił do działania i już tego samego dnia skierował pytania drogą mailową do MUK-u, prosząc o wyjaśnienie całej sytuacji. Odpowiedź przedsiębiorstwa była zdawkowa – poinformowano, że MUK w Zgierzu nie odnotował żadnych zgłoszeń dotyczących tej sytuacji. Radny Jagielski nie poddał się jednak i postanowił poruszyć tę kwestię podczas sesji Rady Miasta, gdzie wypowiedział kluczowe dla tej sprawy słowa:
„Moja interwencja w MUK-u dotyczyła zgłoszonej bezpośrednio do mnie skargi mieszkanki naszego miasta na zdarzenie, jakie miało miejsce w miejskim autobusie linii numer 6 w lipcu 2019. Tam doszło do przycięcia mieszkanki drzwiami przez kierowcę autobusu. Kierowca usprawiedliwia się, że kwestia tego, że drzwi się same zamykają i przycinają mieszkańców jakby bez udziału kierowcy.”
Markab nie wykazał, aby wypowiedź radnego na forum Rady Miasta naruszyła jakiekolwiek dobra osobiste, spowodowała realne szkody wizerunkowe czy też obniżenie renomy spółki. Firma pozywająca radnego wskazała w pozwie, że przez tę wypowiedź mieszkańcy korzystający z usług tego przewoźnika tracą do niego zaufanie. Pracownicy spółki twierdzili, że wypowiedzi radnego oczerniają spółkę.
Sąd ocenił tę sprawę i wskazał jednak, że działanie radnego mieściło się w jego uprawnieniach. Sprawy lokalnego transportu publicznego należą do zadań własnych gminy miejskiej Zgierz, a to oznacza, że radny miał prawo interweniować w tej kwestii i może w swoich wystąpieniach poruszać tematy dotyczące transportu i lokalnego przewoźnika. Ostatecznie sąd pierwszej instancji uznał powództwo za niezasadne i kazał je oddalić. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy radnego Jagielskiego.
„Cieszę się, że to już koniec trzyletniej batalii sądowej, w której udowodniłem, że radny ma prawo działać w imieniu mieszkańców, nawet jeśli nie podoba się to prezesom wielkich spółek” – mówi nasz rozmówca.
Radny ocenia także, co tak naprawdę było celem wytoczonej mu sprawy w sądzie.
„Wszystkie oskarżenia były bez pokrycia, na co zwrócił uwagę Sąd Apelacyjny – ale to akurat nie była dla mnie żadna niespodzianka. Proces miał jedynie na celu odciąganie mnie od mojej pracy i obowiązków i jego celem było wywołanie tzw. efektu mrożącego – tak, abym nie podejmował spraw związanych z patologiami miejskiego zbiorkomu, zgłaszanymi mi przez mieszkańców – tłumaczy Przemysław Jagielski. - Prezes Wachowicz niemal na każdej rozprawie proponował mi ugodę – ugodę, po zawarciu której miałbym jako radny związane ręce jeśli chodzi o podejmowanie interwencji w sprawie funkcjonowania naszego przewoźnika. Warto było poczekać te trzy lata na ten prawomocny wyrok – mam nadzieję, że będzie to też przykład dla innych samorządowców i aktywistów aby nie poddawali się presji i zastraszaniu przy podejmowaniu własnych interwencji” – podsumowuje.
Niestety, mimo prób kontaktu z zarządem spółki, nie udało nam się uzyskać jej stanowiska w tej sprawie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.