Wszystko rozegrało na przestrzeni zaledwie kilku dni. Tyle czasu wystarczyło, by Majka musiała trafić na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej łódzkiego szpitala. Trafiła tam niemal bezpośrednio z kutnowskiej placówki. Lekarze niestety przegrali walkę o jej życie, ale zdaniem rodziny dziecka tej walki wcale nie musieliby podejmować w przypadku odpowiedniej diagnozy i po podaniu odpowiednich leków.
- Zdaję sobie sprawę, że Majce to życia nie wróci, ale chcę ostrzec rodziców, aby nie stanęli w obliczu takiej tragedii, jaka nas spotkała. Z drugiej strony zrobię wszystko co mogę aby winni ponieśli odpowiednią karę – mówi pan Piotr, tata dziewczynki.
Wydawało się, że to nic poważnego
CZYTAJ TAKŻE: Policjanci "wyhamowali" młodego kierowcę. Mężczyzna stanie przed sądem za...Problemy ze zdrowiem Mai zaczęły się 19 listopada wieczorem. Dziewczynka skarżyła się na ból lewej strony szyi. Początkowo wydawało się, że to nic groźnego – następnego dnia Maja powiedziała, że ból mija i chce iść do przedszkola.
Około południa wychowawcy zadzwonili do mamy dziecka z informacją, że Maję ponownie zaczęła boleć szyja, dodatkowo wrosła temperatura jej ciała.
- Po szybkim powrocie do domu została sprawdzona temperatura ciała na dwóch termometrach dotykowych . Była w normie - ok. 36,8 stopni. Niestety nie udało nam się dostać do przychodni w ten sam dzień, ale umówiliśmy się na wizytę prywatną na 20 listopada. Wieczorem wzrosła jej temperatura do 38,2 stopnia. Dziecko dostało lek przeciwgorączkowy i gorączka obniżyła się – relacjonują rodzice Majeczki.
Następnego dnia lekarz zbadał dziecko. Stwierdzono, że to prawdopodobnie infekcja, przepisano lekarstwa i skierowano Maję na test na COVID-19, który miał zostać przeprowadzony w poniedziałek 22 listopada. Po kilku godzinach dziewczynka straciła apetyt.
21 listopada rodzice zadzwonili do szpitala. Test udało się wykonać dzień wcześniej, wynik był negatywny. Dalej rodzice dodają, że tego samego dnia dziecko niechętnie przyjmowało małe ilości pokarmu, jedynie piło wodę. Widząc brak poprawy stanu dziecka w poniedziałek 22 listopada w godzinach porannych została umówiona wizyta w przychodni z kolejnym pediatrą.
- Pani Doktor po zbadaniu dziecka i obejrzeniu plam na nóżkach, które pojawiły się w poniedziałek, przepisała antybiotyk i dała skierowanie na morfologię na którą córka poszła zaraz po wyjściu z przychodni – opisują rodzice Mai.
Dziecko razem z mamą trafia na oddział
W domu Majka po otrzymaniu antybiotyku za każdym razem wymiotowała. Rodzice dodają, że do południa ich córka jeszcze trochę jadła. 22 listopada wieczorem – po otrzymaniu wyników morfologii i konsultacji telefonicznej – rodzice od razu zabrali swoją córkę na SOR kutnowskiego szpitala.
- Pediatra informował Panią kierownik oddziału pediatrycznego, że wraz z córką przyjedziemy do Szpitala. Po przybyciu na SOR lekarz dyżurujący na oddziale pediatrii otrzymał wyniki morfologii dziecka i informację dotyczącą jego stanu zdrowia – m.in. o braku możliwości podania antybiotyku, po którym dziecko wymiotuje. Po spojrzeniu na wyniki stwierdził, że nie są one, aż takie złe, ale jeśli chcemy może przyjąć córkę na oddział. Chcielibyśmy jednocześnie zaznaczyć, że lekarz powiedział, że nikt go nie informował o tym, że przyjedziemy – podkreśla mama dziecka Pani Agnieszka i tata Majki, Pan Piotr.
Dziecko przyjęto na oddział razem z mamą. Mai pobrano krew do badań. Rodzice dodają, że pielęgniarka nie mogła wkłuć się, by założyć wenflon. Lekarz miał powiedzieć, że rano podjęta zostanie kolejna próba wkłucia się w żyły dziewczynki.
- W nocy przyszedł na naszą salę lekarz dyżurujący j i powiedział, że wyniki córki się pogorszyły i muszą jeszcze raz spróbować się wkłuć. Tym razem się udało. Dziecko dostało antybiotyk w kroplówce. Po pewnym czasie temperatura ciała Majeczki wzrosła do 38 stopni i dostała w kroplówce paracetamol. Rano poszłam z dzieckiem na USG brzucha, potem na USG szyi i węzłów chłonnych, później na RTG klatki piersiowej i do laryngologa – relacjonuje mama dziecka.
23 listopada dziewczynka zupełnie straciła apetyt, piła coraz mniej wody. Skarżyła się na bóle nóg. Mama Mai dodaje, że dziewczynka słabła z godziny na godzinę, nie była nawet w stanie dojść do toalety.
- Po południu około godz. 15 temperatura u dziecka wzrosła powyżej 39 stopni, dostała znowu kroplówkę z paracetamolem. Po nim temperatura spadła. Po upłynięciu mniej więcej półtorej godziny saturacja zaczęła spadać, więc podano córce tlen. Około godz. 19 przyszła do naszej sali Pani kierownik i powiedziała, że wezwała po dziecko karetkę z Łodzi, aby przewiozła córkę na Sporną. Stwierdziła, że to nie jest tak, że pozbywa się problemu, ale będąc sama na oddziale i mając tylu pacjentów nie jest w stanie odpowiednio zająć się moim dzieckiem i że boi się, że może coś przeoczyć – opisuje pani Agnieszka.
Długa reanimacja, niestety – bezskuteczna
Wieczorem około godz. 20 Maja wraz z mamą zostały przetransportowane do Łodzi. Tam po szeregu badań dziecko trafiło na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Jak opisuje mama dziecka:
- Zostałam przed drzwiami. Po upływie jakiejś godziny wyszła do mnie Pani Doktor i powiedziała, że moje dziecko jest reanimowane już przez godzinę. Po upływie kilkunastu minut dostałam leki uspokajające i zaprowadzono mnie do sali gdzie trwała jeszcze reanimacja mojej córki. Dziecko zmarło w nocy z 23 na 24 listopada
Ta tragiczna w skutkach historia budzi w rodzicach Majeczki, ich rodzinie i przyjaciołach wiele wątpliwości i pytań o to, czy w Kutnie na pewno zrobiono wszystko, by dziecko wyzdrowiało. Bliscy 6-latki uważają, ze personel kutnowskiego szpitala w ogóle nie brał pod uwagę choroby, która doprowadziła do zgonu mimo, że objawy i wyniki badań miały wskazywać właśnie na nią.
Najprawdopodobniej przyczyną śmierci dziecka był zespół pocovidowy PIMS. Stuprocentową pewność dadzą wyniki sekcji zwłok. Zdaniem bliskich dziewczynki przy odpowiedniej diagnozie i szybkim podaniu odpowiednich leków Maja by wyzdrowiała i możliwe, że w ogóle nie musiałaby trafiać do łódzkiego szpitala, na co zdaniem rodziny dziewczynki było zresztą zdecydowanie za późno.
Śmierć dziecka pod lupą łódzkiej prokuratury
O sprawie powiadomiono organy ścigania. Śledztwo prowadzi Prokuratura Regionalna w Łodzi.
- Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej sprawie wpłynęło do Prokuratury Regionalnej w Łodzi w dniu 29 listopada 2021 roku – informuje nas Krzysztof Bukowiecki, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Łodzi.
Postępowanie będzie prowadzone w kierunku weryfikacji podejrzenia popełnienia przestępstwa narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osoby, na których ciążył obowiązek opieki nad osobą narażoną i w konsekwencji nieumyślnego spowodowania śmierci.
- Aktualnie postępowanie jest w fazie wstępnej, prokurator gromadzi dokumentację medyczną dotyczącą zdarzenia, zaplanowane jest także przesłuchanie rodziców zmarłej dziewczynki – informował nas na początku grudnia Krzysztof Bukowiecki.
Rodzice Majeczki złożyli zeznania w ubiegłym tygodniu.
Jak do sprawy odnosi się kutnowski szpital?
Zwróciliśmy się w tej sprawie do Kutnowskiego Szpitala Samorządowego. Poprosiliśmy o komentarz i odpowiedzi na szereg pytań.Zapytaliśmy czy dyrekcja kutnowskiego szpitala wie o zawiadomieniu, które wpłynęło do Prokuratury Regionalnej w Łodzi oraz o to, czy prokuraturze już została przekazana jakakolwiek dokumentacja dotycząca Majki, a także czy ktoś z personelu został już przesłuchany.
Poprosiliśmy też o odpowiedź na to, jak szpital zamierza odnieść się do wątpliwości rodziny dziewczynki dotyczących diagnozy Mai, jaki był stan zdrowia dziecka kiedy trafiło ono na oddział, pod kątem jakiej choroby dziewczynka była leczona na kutnowskim oddziale, jakie działania podjęto, by stan zdrowia dziecka się polepszył, dlaczego personel miał problem z podaniem antybiotyków w kroplówce i dlaczego decyzja o transporcie dziecka do Łodzi zapadła wieczorem 23 listopada a nie wcześniej.
- Czy dyrekcja Kutnowskiego Szpitala Samorządowego bada lub zamierza zbadać tę sprawę poprzez wewnętrzne postępowanie? Jakie konsekwencje grożą osobom odpowiedzialnym za leczenie dziecka w przypadku gdyby okazało się, że faktycznie doszło do zaniedbań lub błędów prowadzących do zgonu 6-latki? – pytaliśmy w mailu.
Szpital odpowiedział nam, że:
- Dziecko zostało przyjęte do Oddziału w nocy 22/23.11. Po przeprowadzonym badaniu lekarskim zlecono szeroką diagnostykę obrazową i laboratoryjną, na podstawie której zdecydowano o przyjęciu, jak i o konieczności leczenia dziecka w Oddziale. W chwili pogarszania się stanu ogólnego skontaktowano się z ośrodkiem referencyjnym w Łodzi (większym szpitalem o szerszym zakresie świadczeń), gdzie dziecko zostało przetransportowane.
Przyczyna zgonu będzie znana po zakończeniu procedur, jednak istnieje podejrzenie piorunującego przebiegu wieloukładowego zespołu zapalnego PIMS powiązanego z zakażeniem SARS-CoV2, który był brany pod uwagę w toku diagnostyki w Oddziale. Z uwagi na obecną sytuację epidemiczną mamy obawy, że przypadków zespołu PIMS może być w najbliższym czasie niestety coraz więcej.
Szczegóły objęte są tajemnicą lekarską, ale zarówno Oddział jak i Szpital deklaruje pełną transparentność dokumentacji oraz gotowość do współpracy z właściwymi instytucjami – czytamy w piśmie otrzymanym od Kutnowskiego Szpitala Samorządowego.
NFZ zapewnia, że przyjrzy się sprawie
Podobne zapytania skierowaliśmy do Uniwersyteckiego Centrum Pediatrii im. Marii Konopnickiej w Łodzi do którego karetką jadącą na sygnale Maja została przewieziona razem ze swoją mamą.
- Poruszone przez Pana w piśmie, wystosowanym w dniu 9 grudnia 2021 r. drogą elektroniczną kwestie, są w chwili obecnej przedmiotem postępowania, prowadzonego przez Prokuraturę Regionalną w Łodzi, gdzie przesłana została cała posiadana przez Uniwersyteckie Centrum Pediatrii im. Marii Konopnickiej w Łodzi dokumentacja. Złożenie stanowiska w niniejszej sprawie na tym etapie postępowania i próba udzielenia odpowiedzi na postawione przez Pana pytania byłoby przedwczesne – odpowiedział nam sekretariat dyrekcji SP ZOZ Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Równocześnie zwróciliśmy się do Narodowego Funduszu Zdrowia. NFZ nie znał wcześniej tej sprawy, dowiedział się o niej od naszej redakcji. Rzecznik prasowy łódzkiego oddziału wojewódzkiego NFZ Anna Leder zapewniła nas, że przekazane przez nas informacje zostaną zweryfikowane, a wyniki tej weryfikacji zostaną nam przekazane.
Czym jest choroba, która prawdopodobnie była przyczyną śmierci?
Dzieci często przechodzą COVID-19 łagodnie lub bez żadnych objawów. Maja mogła zarazić się tą chorobą od dziecka z jej przedszkola u którego zdiagnozowano COVID.U dzieci może wystąpić zespół objawów po przejściu choroby. Może – ale nie musi – prowadzić on do powikłań, czasami ciężkich.
- Wieloukładowy zespół zapalny u dzieci po przechorowaniu COVID-19, nazywany PIMS to powikłanie po przebytym COVID-19. Jego przyczyną jest reakcja immunologiczna (naszego układu odpornościowego) na COVID-19, pojawiająca się po dwóch–czterech tygodniach od zakażenia. Występuje ona również wtedy, gdy zakażenie było bezobjawowe. Najczęściej chorują dzieci w wieku szkolnym, mediana wieku to około 9 lat. Choroba przypomina infekcję, nie jest jednak zakaźna. Objawia się wysoką gorączką – informuje Serwis Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia.
Możliwe jest występowanie różnych objawów. Wylicza się np. ból brzucha, wymioty, biegunkę, wysypkę (zwykle to różowe plamy, czasami przypominają pierścienie), bóle karku, głowy lub gardła, czy znaczne osłabienie. Ważne, że nie muszą występować wszystkie z nich.
Lekarze mówią, że choroba może mieć przebieg od łagodnego do ciężkiego. Możliwe są dolegliwości różnych układów. Przykładowo to układy: pokarmowy, oddechowy, krążenia, czy neurologiczny.
U części chorych może dochodzić do powikłań kardiologicznych, wstrząsu i niewydolności wielonarządowej.
Nie ma niestety jednoznacznego testu, który mógłby potwierdzić lub wykluczyć PIMS. Wiadomo jednak, że daje on charakterystyczne zaburzenia w badaniach laboratoryjnych (a także ich zmianę w czasie), które pomagają w rozpoznaniu.
- Każde dziecko, u którego istnieje podejrzenie PIMS, powinno być kierowane do szpitala. Wynika to z dwóch powodów: stan zdrowia dziecka może się gwałtownie pogorszyć (najczęściej około piątego lub szóstego dnia od początku objawów), mogą pojawić się groźne powikłania. Chorobę leczy się specjalistycznymi lekami podawanymi w szpitalu. Wczesne rozpoznanie choroby i rozpoczęcie leczenia zazwyczaj szybko poprawia stan zdrowia dziecka, zmniejsza także ryzyko powikłań – podkreśla Serwis Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia.
Śmierć Majeczki wstrząsnęła każdym, kto w jakimkolwiek stopniu miał lub ma styczność z jej rodziną. Bardzo przeżyli ją jej wychowawcy z przedszkola, jej koleżanki i koledzy. Na pogrzeb dziecka przyszły setki osób. Wielu z nich zarówno wtedy jak i teraz zadaje sobie pytania „Dlaczego do tego doszło? Czemu tylko kilka dni wystarczyło, by na OIOM-ie lekarze musieli próbować ratować życie dziewczynki, która wcześniej nie miała żadnych poważnych problemów zdrowotnych? Czy zastosowano odpowiednie leczenie, czy problem z szybko pogarszającym się stanem dziewczynki w żadnej chwili nie został zbagatelizowany?”.
Te i wiele innych znaków zapytania wybrzmiewa i zapewne długo będzie wybrzmiewać. Odpowiedzi na pytania i wątpliwości poszuka prokuratura i – jak nas zapewniano – Narodowy Fundusz Zdrowia. Można być przekonanym, że w tej historii pojawi się jeszcze niejeden rozdział, więc do sprawy na pewno wrócimy.
- Niech rodzice obserwują swoje pociechy - czy pojawia się gorączka, jak często oddają mocz i czy pojawia się wysypka. Odpowiednia reakcja rodzica może uchronić dziecko przed cierpieniem i powikłaniami, a nawet i śmiercią – podkreśla na koniec tata Majki.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.