Tragiczny finał wizyty u fryzjera? Sprawą śmierci psa zajęła się Prokuratura Rejonowa w Zgierzu
Właścicielka psa rasy pomeranian postanowiła zabrać pupila do fryzjera. Jak uważa, wizyta miała skończyć się śmiercią psa przez niedopatrzenia groomerki.
- Piesek odszedł 29 maja, natomiast my w poniedziałek rano otrzymaliśmy telefoniczne zgłoszenie od właścicielki i jej syna, ponieważ pani była bardzo rozstrzęsiona i załamana śmiercią tego zwierzaka, z prośbą o poradę, jakie są możliwe kroki prawne w takiej sytuacji. Tutaj kontaktowaliśmy się od razu z kancelarią prawną, która współpracuje z naszym towarzystwem w zakresie przypadków jakichś form znęcania się nad zwierzętami, i pani właścicielka pieska została zobowiązana do przesłania nam pełnej dokumentacji tego, co się tam po prostu wydarzyło -mówiła Amanda Chudek, prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Właścicielka psa pierwszy raz wybrała się do tego salonu groomerskiego w Aleksandrowie Łódzkim.
- Jak się okazało, Pani właścicielka umówiła się na wizytę z pieskiem pierwszy raz w tym salonie. Z rozmowy telefonicznej wynikało, że Pani chciała być obecna przy zabiegach pielęgnacyjnych tego swojego pieska małego, około 11-letniego pomeraniana, natomiast pani fryzjerka tutaj powiedziała, że to mały piesek, ona sobie świetnie poradzi i nie potrzebuje obecności właściciela. Pani w dobrej wierze pieska zostawiła w tym gabinecie - opowiadała Amanda Chudek, prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Pierwsze problemy pojawiły się dopiero po wyjściu z salonu - pies po powrocie do domu miał zachowywać się nieswojo i apatycznie. Groomerka zaprzeczyła, aby w salonie doszło do jakichkolwiek zaniedbań.
- Piesek był bardzo wystraszony jak go pani zabierała, natomiast no pani też to wzięła na kark tego, że po prostu był w salonie fryzjerskim i jest to stresujące wydarzenie dla zwierzaków. Pani była już w domu, piesek cały czas leżał, był taki apatyczny, miał podkulony ogon, nie jadł i nie pił, nie załatwiał się. Pani dalej myślała, że jest to kwestia tego wystraszenia. Następnego dnia pani zgłosiła się do lekarza weterynarii, u którego leczyła pieska od szczeniaka, no i tutaj pierwsze symptomy się objawiły - piesek miał jakieś rany na skórze łyse, wyłysienia. Pani właścicielka kontaktowała się z groomerką, która powiedziała, że prawdopodobnie w tym miejscu piesek miał jakieś kołtuny, więc cytuję, ona tutaj podobno miała wyrwać kołtun, wyrwać po prostu do skóry. Natomiast na następny dzień zaczęły się już otwierać rany, rany z ropą, rany które powodowały coraz większe wyłysienia - tłumaczyła prezes stowarzyszenia.
Weterynarz zajmujący się pieskiem zastosował leczenie, jednak pies odszedł po tygodniu.
- Tutaj lekarz zastosował antybiotykoterapię i też oczyszczanie tych ran, ale niestety wdała się martwica i po tygodniu ten piesek odszedł. Wiem, że też ta pani kontaktowała się jeszcze z groomerką, natomiast niestety Pani nie przyznała się absolutnie, że to w jej salonie doszło do jakiegokolwiek nadużycia, poparzenia czy też zastosowania jakichś środków powodujących takie rany. [...] Z tego, co my ustaliliśmy z rozmów z innymi groomerami, prawdopodobnie doszło do zacięcia, to znaczy pomeraniany są to małe pieski i są to pieski, które mają delikatną skórę, a pradopodobnie Pani go po prostu pozacinała, [...] a jeżeli odpowiednio nie dezynfuje się sprzętu, to niestety prawdopodobnie doszło po prostu do skażenia tych ran i stąd zaczęły się później te problemy skórne - tłumaczyła Amanda Chudek.
Prezes stowarzyszenia skomentowała także zarzuty dotyczące zaniedbań psa ze strony właścicielki.
- Pies był pod stałą opieką weterynaryjną, pani ma jeszcze pieska też tej samej rasy i wie jak się te pieski pielęgnuje. Słyszałam argument, że pies dawno nie był u fryzjera, jednak właścicielka mówi, że jak najbardziej piesek był czesany. [...] Z dokumentacji fotograficznej, którą otrzymaliśmy od właścicielki, mówię o dokumentacji sprzed wizyty, nie wynikało, żeby piesek był jakoś nadmiernie zaniedbany, był to normalny pomeranian, który po prostu wymagał w tym momencie wizyty u fryzjera. [...] W naszej ocenie na pewno doszło do błędu w sztuce, stąd też to zawiadomienie - mówiła prezes Amanda Chudek.
Prokuratura w Zgierzu wszczęła postępowanie w sprawie śmierci 12-letniej suczki rasy pomeranian.
- My ze swojej strony złożyliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do Prokuratury Okręgowej w Łodzi [...] i to postępowanie jest już wszczęte - dodała Amanda Chudek, prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Wnosimy o wszczęcie postępowania zmierzającego do ukarania sprawcy przestępstwa znęcania się nad zwierzętami - przeczytamy w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa wystosowanym przez Łódzkie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Sprawa została przekazana do Prokuratury Rejonowej w Zgierzu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.