Najpierw bałuciarz, potem widzewiak i wieczne tarapaty
Mariusz "Tygrys" Bucheld najpierw mieszkał na Bałutach. Później przeprowadził się na Widzew, gdzie zapisał się do RTS-u i zaczął trenować boks. Łodzianin praktycznie od zawsze popadał też w tarapaty.
- Mówię to, co myślę, mam mordę niewyparzoną - mówi w rozmowie z TuŁódź Mariusz Bucheld. - Nie wszystkim się to podoba, nawet w pracy.
W wieku 17 lat pan Mariusz trafił do więzienia na pięć lat. Po wyjściu na wolność powrócił na przestępczą ścieżkę i trafiał za kratki . I tak przez 22 lata. Od 5 lat jest na wolności. Ostatnia odsiadka dotyczyła udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
- Zrobiłem sobie rachunek matematyczny, zastanawiałem się, czy takie życie mi się opłaca. Ten cały splendor, należałem do w cudzysłowie mafii pruszkowskiej czy nowodworskiej. Byłem bandytą, to mi się nie opłacało. Gdybym żył normalnie, miałbym żonę, dobry samochód, co roku jeździłbym na wczasy. Wychodząc z więzienia, nie miałem takiego życia. Postanowiłem więc, że będę robił coś dobrego - wyjaśnia "Tygrys".
Łodzianin bierze udział w różnych galach bokserskich i przy okazji pomaga innym. Zbiera pieniądze dla dzieci, które są chore na raka, pomaga kobietom - ofiarom przemocy domowej.
Jakimi zasadami kieruje się w życiu?
- Przede wszystkim nie można robić ludziom krzywdy, trzeba innym pomagać i nie sprzedawać - kwituje Mariusz Bucheld.
Mówi o sobie, że jest romantykiem, nie boi się pracy, kocha zwierzęta i kobiety, choć póki co jest sam.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.