reklama
reklama

Bambi na poboczu drogi konał przez kilka godzin. Dlaczego nikt nie udzielił pomocy chorej sarnie?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Nadesłane

Bambi na poboczu drogi konał przez kilka godzin. Dlaczego nikt nie udzielił pomocy chorej sarnie? - Zdjęcie główne

Dlaczego nikt nie udzielił pomocy chorej sarnie? Bambi na poboczu drogi umierał przez kilka godzin | foto Nadesłane

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Zgierz Jedna z mieszkanek Ustronia znalazła nad ranem na poboczu chorą sarnę. W ciągu kilku godzin nikt nie przyjechał, by pomóc zwierzęciu. Około południa okazało się, że sarna nie żyje. Dlaczego nikt jej nie pomógł?
reklama

Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie pomocy dla zwierzęcia

Ok. 7.30 rano w Ustroniu (gmina Zgierz) na poboczu drogi, mąż pani Emilii, mieszkanki tej ulicy, znalazł leżącą sarnę, a właściwie kozła, bo posiadał poroże. Zwierzęciu najprawdopodobniej coś dolegało. Kozioł nie reagował na obecność dużego psa. Mąż pani Emilii był najprawdopodobniej pierwszą osobą, która zauważyła zwierzę i starała się wezwać pomoc. Zawiadomił też swoją żonę. Okazało się, że koziołkiem jest Bambi. Mieszkańcy znali go już wcześniej i nadali mu takie imię. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie pomocy dla zwierzęcia. Pani Emila wraz z mężem dzwoniła do Nadleśnictwa Grotniki, do Ośrodka Rehabilitacyjnego dla dzikich zwierząt w Łagiewnikach, do Starostwa Powiatowego. Niestety nikt nie potrafił pomóc, bo to nie oni byli odpowiedzialni za ten teren. Pani Emilia dość szybko zaalarmowała swoje sąsiadki, gdyż sama musiała jechać do pracy, tak samo jak jej mąż. Jedna z mieszkanek ulicy czuwała przy Bambim kilka godzin aż do jego śmierci. 

- W końcu dowiedziałam się, że za nasze tereny, za leśne, dzikie zwierzęta odpowiedzialna jest Gmina Zgierz. Zadzwoniłam i poprosiłam o pomoc. Opisałam całą sytuację, ale przez kilka godzin nikt się nie pojawił, żaden lekarz - relacjonuje pani Emilia.

Kilka osób było zaangażowane w pomoc dla kozła. Każda z nich dzwoniła po kilka razy do Urzędu Gminy Zgierz i mimo obietnic, że ktoś się pojawi, by pomóc, tak się nie stało.

- Pilnowałam koziołka przez kilka godzin. Stałam i marzłam. Liczyłam na to, że ktoś się pojawi. Wszyscy dzwoniliśmy w godzinach pracy urzędu - mówi jedna z sąsiadek.

Wg relacji mieszkanki po godzinie 11.00 kozioł zaczął już słabnąć. Położył głowę i zamknął oczy. Mniej więcej w południe pojawił się lekarz wysłany najprawdopodobniej przez Gminę Zgierz. Bambi już nie doczekał tej pomocy.

Mieszkańcy Ustronia są zbulwersowani i zrozpaczeni

- Za każdym razem czułam, że odbijam się od ściany. Dzwoniliśmy w tyle miejsc, przełączali nas i tak w kółko - żali się pani Emilia.

Mimo telefonów i maila nie otrzymaliśmy odpowiedzi od Urzędu Gminy Zgierz. Jak tylko nadejdzie, do tematu wrócimy.

Czy takie przypadki są odosobnione i jak w samym Zgierzu jest rozwiązany ten problem? W mieście odławianiem zwierząt zajmuje się Straż Miejska. Telefon, by zawiadomić służby, czynny jest całą dobę we wszystkie dni tygodnia. 

- Na terenach leśnych w samym Zgierzu często spotykamy sarny, jeże, ptaki i dziki. Gdy jedziemy do takiego zwierzaka, zawsze jest z nami obecny lekarz weterynarz. Sarny są bardzo delikatnymi zwierzętami i one niestety często są ranne. By je przewieźć, zawsze podawany jest środek uspokajający. A jeżeli lekarz stwierdzi, że sarna nie przeżyje podróży, zwierzę jest usypiane, by nie musiało przeżywać męczarni przez wiele godzin - komentuje Dariusz Bereżewski, komendant Straży Miejskiej. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Najlepsze i unikalne treści ze Zgierza i okolicy

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama