O 8 zapukał do mnie mój zastępca Dudek i mówi – słuchaj, nie ma Teleranka, jest stan wojenny. Włączamy telewizję i faktycznie, plansza z Jaruzelskim. Musieliśmy pojechać do zarządu regionu do Łodzi, dowiedzieć się co się dzieje i co mamy robić, a telefony były odłączone. Wyszliśmy na ulice, a na ulicach pełno wojska.
- wspomina Idzi Antczak, przewodniczący Komisji Lokalnej w Zgierzu Regionu Ziemia Łódzka NSZZ „Solidarność”.
42 lata temu wprowadzono stan wojenny
Wprowadzenie stanu wojennego było niezgodne z prawem i łamało konstytucję PRL. Internowano ponad 10 tysięcy działaczy „Solidarności”. Wśród nich był Idzi Antczak, który po rozpoczęciu stanu wojennego wraz z pozostałymi członkami działającymi w Zgierzu przeniósł się do „podziemia”.
Był mróz ponad 20 stopni, pełno wojska na ulicach i mówimy – faktycznie, wojna. Przeszliśmy niezauważeni i wsiedliśmy w taksówkę. Taksówkarz strasznie się bał, bo na granicy stali i łapali, ale zaryzykowaliśmy. Stali w okolicach Włókniarzy, ale jak zobaczyli taksówkę, to nas puścili i nie sprawdzali. Podjechaliśmy pod zarząd, a tam mnóstwo protestujących ludzi, meble, krzesła, biurka powyrzucane przez okna.
- opowiada Idzi Antczak.
Idzi Andrzej Antczak/ źródło IPN
Od pierwszego dnia stanu wojennego zatrzymywano i przesłuchiwano działaczy „Solidarności”. Działacze wynosili dokumenty z siedziby i lokowali je w prywatnych domach i mieszkaniach. Stworzono siatkę, która produkowała ulotki i gazety informacyjne oraz rozpowszechniała uchwałę związku „Solidarności” z protestem przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego.
Odebraliśmy uchwałę, którą później drukowaliśmy. Wsiedliśmy w taksówkę i odjechaliśmy, a 10 minut po naszym wyjściu podjechało ZOMO z dwóch stron i tych ludzi tak skatowali, że wszyscy się rozpierzchli, a część osób zatrzymano.
- mówi Idzi Antczak.
Zatrzymano zgierskiego działacza i nauczyciela Ireneusza Kuzana, a budynek na Piotrkowskiej pozostał pod obserwacją. Związkowcy postanowili działać nadal mimo strachu o siebie i swoich bliskich. Podzielono obowiązki, drukowano ulotki, roznoszono je po zakładach pracy i dostarczano do odpowiednich ludzi.
Dokumenty kserowaliśmy na ręcznej spirytusowej kopiarce. Około stu kopii byliśmy w stanie zrobić na wałku. Śmierdziało strasznie. Jak jechali w autobusach, to było czuć, że jadą z bibułą.
- dodaje działacz „Solidarności”.
Internowania za działalność związkową
Milicja zmuszała związkowców do podpisywania oświadczenia, że nie będą prowadzić dalszej działalności. Podpis nie oznaczał, że zaprzestali.
Wymyśliliśmy gazetkę „Solidarność 80” i pisaliśmy, co się dzieje w zakładach. Drukowaliśmy każdy numer w innym mieszkaniu. Każdy z nas był odpowiedzialny za coś innego, żeby w przypadku złapania nie zaprzestać działalności. Ja zajmowałem się redagowaniem i drukowaniem, kto inny rozwoził do konkretnych źródeł. Baliśmy się, bo gdybyśmy zostali przyłapani, to mogliśmy dostać odsiadkę.
- mówi działacz.
Idzi Antczak działał do 9 maja 1982 roku, kiedy został złapany i oskarżony o stanowienie zagrożenia dla społeczeństwa. Internowano go do Ośrodka Odosobnienia w Łowiczu.
Mieliśmy jechać na imieniny. Przyszli z karabinami i mnie zabrali. Powiedzieli do mojej żony, że za dwie godziny wrócę. Wróciłem za cztery miesiące. Nałapali pełno ludzi ze Zgierza, Łodzi, Pabianic.
- wspomina Idzi Antczak.
W Łowiczu działaczy więziono w kilkunastoosobowych celach. Jak wspomina Idzi Antczak, nie bito ich i mieli możliwość na widzenia z bliskimi co dwa tygodnie. Cały czas próbowano wydobyć z nich informacje lub przekonać do wyjazdu z kraju, gdzie „nie stwarzaliby zagrożenia”.
Przedstawiciele SB przychodzili do nas na rozmowy. Po dwóch miesiącach proponowali nam wyjazd do Kanady, Szwecji i jeszcze gdzieś. Z naszej celi jeden się zgodził. My wszyscy faktycznie coś robiliśmy, a on był nauczycielem i mówił, że nic nie robił poza czytaniem ulotek. Wyjechał do Kanady i jak po latach go spotkałem, mówił, że wyszło mu to na dobre.
- opowiada działacz „Solidarności”.
W lipcu 1982 roku przyszła amnestia i działacze zostali zwolnieni, jednak nie mogli znaleźć zatrudnienia. Wciąż prowadzili tajną działalność oraz zbierali datki. Jak wspomina Idzi Antczak, w podziemiu na terenie Zgierza i okolic działało 40-50 osób.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.