Marek Olczak jest znany zgierzanom ze swoich wypraw wysokogórskich. Na swoim koncie ma wiele zdobytych szczytów, a na wyprawy rusza bez butli tlenowej.
Wyprawa na Nanga Parbat – dziewiąty co do wysokości szczyt świata
Na swoją wyprawę Marek Olczak wyruszył pod koniec sierpnia. To kolejne podejście do szczytu Nanga Parbat, który zgierski alpinista próbował zdobyć samotnie w 2022 roku. Tym razem wyruszył z zespołem polskich himalaistów, by po raz kolejny zmierzyć się z górą w Pakistanie.
Chciałbym serdecznie podziękować za wszystkie wiadomości i komentarze wspierających mnie osób. Była to dla mnie duża motywacja do działania.
- napisał na swoim profilu w mediach społecznościowych Marek Olczak.
Po miesiącach przygotowań i trudnej wyprawie niestety i tym razem szczyt pozostał niezdobyty.
Nanga Parbat pozostaje dla nas niezdobyta. Decyzja o działaniu w okresie jesiennym w małym zespole była podyktowana kilkoma czynnikami, które nie do końca się potwierdziły. Dla zwiększenia bezpieczeństwa liczyliśmy na niższe temperatury, które zmrożą kamienie i uczynią trasę bezpieczniejszą. Sprawdziło się to dopiero w drugiej połowie września.
- dodaje alpinista.
Marek Olczak wyruszył z grupą polskich himalaistów: Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Artur Małek, Pawel Michalski i Wojciech Flaczyński. Po raz kolejny to pogoda pokrzyżowała plany w zdobyciu szczytu Nanga Parbat.
Niespodziewanie ciepłe lato stopiło kilkumetrową pokrywę śnieżną w niższych partiach, pozostawiając lodową ścianę i wtopiony w nią miejscami szuter. Zwiększyło to stopień trudności wspinaczki i wymusiło układanie lin poręczowych już w miejscach, gdzie spodziewaliśmy się możliwości działania bez nich. Oczekiwaliśmy również, że odnajdziemy pozostałości lin z początku lipca po wyprawach komercyjnych. To również nie miało miejsca, poza drobnymi odcinkami wystającymi spod lodu wskazującymi drogę stare liny nie były dostępne, by móc z nich skorzystać.
- napisał Marek Olczak.
Podczas wyprawy napotkali wiele przeciwności, w tym pomniejsze lawiny i luźne osuwające się kamienie.
Sam na sam z górą
Podczas wyprawy ekipa nie spotkała wielu alpinistów.
Byliśmy sam na sam z górą, co pozwoliło nam poczuć się jak ekspedycje sprzed kilkudziesięciu lat – rzecz praktycznie niespotykana w dzisiejszych warunkach na ośmiotysięcznikach i zbudowanym wokół nich przemyśle turystycznym.
Ostatecznie z powodu braku dodatkowych zapasów lin i upływający czas sprawiły, że część ekipy osiągnęła maksymalną wysokość 6700 metrów, czyli okolic niższego obozu trzeciego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.